Friday, September 21, 2007

Dzien 22. Rabka - kierunek Rumunia.

Jest 7:54 rano.Rabka. Pogoda zapowiada sie sloneczna. Jak na razie rosa pokrywa trawe. Jest chlodno.Pisze te slowa pociagajac przeslodzona kawe z kubka. Jeszcze tylko zjem sniadanie i zaczne skladac moj dobytek do kupy i pakowac go na motor. Za kilka godzin wyruszam w kierunku Rumunii. Poniewaz autostrady sie skonczyly, nie bedzie juz duzych predkosci. Wjade na Slowacje przez Lysa Polane, nastepnie omine Miskolc i udam sie w kierunku Debrecyna. Stamtad juz tylko pre kilometrow do Oradea w Rumunii. Trzymajcie kciuki.Nie wiem kiedy napisze tutaj ponownie.

Dzien 18.19.20.21.

te 4 dni spedzilem przemieszczajac sie miedzy Krakowem a Rabka gdzie mieszka moja mama. Pare dni tutaj , pare dni tam. Uwielbiam Krakow, i wiem ze kiedys tutaj wroce. Nie wyobrazam sobie innego miejsca do spedzenia spokojnej starosci. Krakow sie zmienia. Widac inwestycje, poprawia sie stan drog, buduja sie nowe obwodnice. Najbardziej zakorkowane ulice zmienily status na najmniej zakorkowane, oddajac prym ulicom w centrum. Jak grzyby po deszczu rosna nowe budynki. Kamienice krakowskiego rynku i okolic sa pieczolowicie odrestaurowywane. jest pieknie.
Odwiedzilem kilku moich przyjaciol. Macka i Magde, Monike. Dodzwonil sie do mnie Dorian, reporter z TVP, ktory juz wczesniej ze mna rozmawial, gdy bylem w warszawie. Dorian byl zainteresowany zrobieniem krotkiego reportazu, cos w ramach newsa do Kroniki Krakowskiej. Nie odmowilem. Oczywiscie nie moglo mi to zaszkodzidz. Telewizja ma moc!!Zdjecia skonczylismy w srode 19 Wrzesnia okolo 13-ej. Film ukazal sie w KK tego samego wieczoru o 18-ej i w Teleexpressie Noca o 22:45. Dziwne jest zobaczyc siebie na szklanym ekranie, jeszcze dziwniej sie uslyszec w stereo.Zaciagam po goralsku strasznie;)
Dotarlo do mnie, ze juz niedlugo zacznie sie moja wyprawa na powaznie. Nie bede mial juz znajomych w kazdym miejscu, do ktorego sie udam. Zacznie sie planowanie kampingu kazdego dnia. Gotowanie dla siebie, planowanie nastepnego dnia itd. Pozostalo mi tylko 5 tygodni do uplywu waznosci iranskiej wizy. Musze pryspieszyc.

Dzien 17. Warszawa - Krakow

To byla niedziela. Dzien GP Formuly 1 na moim ulubionym torze, Spa-Francorchamps. To byl dobry dla mnie wyscig. Wygral Kimi Raikkonen po raz 4 w tym sezonie, co ucieszylo mnie bardzo. Poza tym Robert Kubica mial calkiem niezly wyscig. Bez przerwy przez 44 okrazenia walczyl o pozycje. POniewaz wystartowal z 13-ej mial przed soba duzo roboty. Ostatecznie uplasowal sie na 9 pozycji, tuz za punktami.
O 17 mialem pociag do Krakowa. Stalem na peronie wlepiajac galy w pociag ale nie wsiuadlem. No bo przeciez ja chce do Krakowa a nie do Przemysla. Po 20 minutach stania, gdy pociag juz dawno odjechal dotarlo do mnie ze jestem glupi. To byla moja ciufcia!!!
musialem isc do kas nabyc nowa miejscowke. Tym razem byl to pociag relacji Wawa- Krakow.
Dojechalem, z godzinnym spoznieniem , ale dojechalem.

Dzien 14.15.16.Warszawa

Brrrr......tak zawsze myslalem o stolicy. Bywalem w niej w przeszlosci ale staralem sie jak najszybciej wracam do Grodu Kraka. Cos w tym miescie mnie zawsze odpychalo. Ciezko wymagac od zniszczonego w 100 % miasta , zeby nagle dorownywal Krakowowi iloscia zabytkow czy kolorytem. Jest oczywiscie stara czesc warszawy, ktore przyznam sie jest bardzo ciekawa. Ale to nie to......

Tym razem mialem kilka osob do odwiedzenia. Zacznijmy od poczatku.

Z pociagu wysiadlem i z buta udalem sie do Ambasady. To tylko niecale 3 km marszu. Ambasada pusta. Wychodzac z windy wpada sie na biale zamkniete drzwi z malym okienkiem. Jak za starych czasow w aptekach albo sklepach na wsi. "czego pan sobie zyczy?", "wizy", "no to 3 stowki i tydzien psze pana". Kurde, pomyslalem.Tydzien!!Nie chcialem czekac tak dlugo a juz na pewno nie chcialem spedzac tygodnia w stolicy.

Spod ambasady dotarlem do Rekwizytorni, firmy, ktora prowadzi Magda. A zajmuje sie ona wypozyczaniem rekwizytow do filmow. Fajna sprawa. W magazynie znajduja sie stare aparaty fotograficzne, adaptery, krzesla, mundury milicji, zupany, kredensy,wszelkiego rodzaju butelki, globusy itd. Moglbym wymieniac bez konca. Magda wspolnie z Michalem, monika i ich wiecznie usmiechnietym Maurycym zabrali mnie do muzeum powstania warszawskiego. Jedno z ciekawszych muzeow w jakich bywalem.

Spotkalem sie rowniez ze starymi znajomymi z getyngi. A wlasciwie jedna stara znajoma..... przyjaciolka. To byl udany pobyt.
Nie czekalem 7 dni. Pojechalem do Krakowa w niedziele, a Michal po odebraniu paszportu z ambasady wyslal go do mnie UPSem. Git....

Dzien 13. Wroclaw - Krakow

To byla czysta przyjemnosc. Jazda do Krakowa. Nie moglem sie doczekac dlatego tez nieustannie przekraczalem dozwolona predkosc. Kocham Krakow i chcialem sie tam znalezc jak najszybciej. Droga byla super. Od samego wroclawia do Obwodnicy Krakowskiej droga jest plaska jak stol, szybka i czasami nawet 3 pasmowa. Cala jazda nie zajela mi nawet 4 godzin. Zameldowalem sie u Macka, rozladowalem motor i wstawilem go do magazynu. To by bylo tyle z jazdy na nastepne kilka dni. Jutro czeka mnie warszawa pociagiem i stres w ambasadzie pakistanu.

Dzien 12. Berlin - Wroclaw


Zebralem sie z Berlina moze kolo 11-ej.W ktoryms momencie utknelismy w korku. Wkurza mnie kiedy nie moge filtrowac miedzy samochodami. Jestem teraz szerokoscia zblizony do malucha. niemozliwe....

Maciek i Marta odprowadzali mnie samochodem do autostrady. Zatankowalem na stacji...chyba Aral?a moze shell? Pare usciskow, machniec biala husteczka i ruszylem w kierunku Dresden. Do Wroclawia zajechalem po 4.5 h.

Wednesday, September 19, 2007

Dzien 10 i 11. Berlin


Wczoraj wypilem troche za duzo. Przepalanka jednak byla wyjatkowo dobra. Przypomnial mi sie tata i jego rytual przyrzadzania przepalanki.Wpadl tez Arek, co momentalnie poprawilo mi nastroj. Nie gadalem z nim wieki.Nie widzialem Brata i jego zony od marca, miesiaca, ktory dla naszej rodziny byl szczegolnie trudny. Wspominalismy stare czasy bezustannie przykladajac alkohol do ust.
Chcialem teraz zobaczyc Berlin noca. Musowy spacer po oswietlonych nadrzecznych bulwarach przyniosl kilka dobrych zdjec.
Arek pokazal mi Berlin zupelnie z innej strony.Wlasciwie z siodla roweru. Ja z aparatem, on z tripodem pod pacha, mknelismy wzdluz muru berlinskiego. Kiedy tak patrzylem na ten mur staralem sie wyobrazic co musieli poczuc mieszkancy wschodniego berlina, budzac sie rano i widzac cale masy zolnierzy strzegacych zachodniego raju. Mur wcale nie jest wysoki, ale nie do pokonania bezpomocnie. Dzisiaj zdobia go tysiace graffiti, niektore nawet przyzwoite.









Dzien 9. Getynga - Berlin

Oczywiscie nie wyjechalem tak wczesnie jak chcialem. Kusily mnie boczne drogi, szczegolnie przez krajobrazowy park Harz. Piekne wzgorza i jeziora. Juz kilka kilometrow za miastem zaczelo dosyc mocno padac. Nie chcialo mi sie zatrzymac i zalozyc "kondona" ale kiedy zimno przedzieralo sie do poszczegolnych czesci ciala, musialem sie poddac. Parking pod Lidlem nie byl zapelniony. Zatrzymalem sie i postawilem motor na bocznej nozce. Wygrzebalem wodoodporny stroj jednoczesciowy i po 10 min mialem go na sobie. co za zmora do ubrania!!caly czas padalo. Pod folia caly stroj byl mokry. Wjechalem z gory Harzu w strugach deszczu i mgle. Nie widzialem nic dalej niz 20 metrow. Kilka razy zarzucilo mi tylem na pasach. Minalem znaki na autostrade, pomyslalem jade...za chwile, ze jednak powinienem kontunuowac.Posuwalem sie slimaczym tempem.. Po godzinie jazdy z zaparowana szyba skrecilem na zjazd na autostrade. W Berlinie bylem po 17-ej. Do domu brata trafilem bez problemow. Piwko.......

Dzien 7 i 8. Getynga



Po 3.5 roku mieszkania w Edynburgu nie zauwazylem w Getyndze zadnych zmian. Uliczki wygladaja tak samo, te same sklepy w tych samych miejscach. Jedno co mnie uderzylo to ze jakby wypustoszalo. Jest zdecydowanie mniej ludzi na ulicach. Jest ladnie i kolorowo. Nie jestem jednak pewny czy bylbym gotowy tam wrocic?Nie poszedlem do Mensy bo do tej pory uwazam, ze obiad o 12-ej w poludnie to jakas pomylka. Wyszedlem z domu kolo 15-ej w kierunku instytutu. Po kawie z jezusem zabralem Kazika na miasto. Jako moj guru fotograficzny mial za zadanie pokazac mi kilka sztuczek. Pstrykalismy moze godzine. Pozniej Karstadt i Media Markt poniewaz ubzduralem sobie ze warto miec przenosmy twardy dysk do przechowywania zdjec. Kupilem go dopiero na drugi dzien.
Pobyt w getyndze byl udany i minal pod znakiem wypitego alkoholu i rozmow z przyjaciolmi. Berlin wzywa.

Dzien 6 - Heidelberg do Goettingen

Postanowilem nie jechac wiecej autostradami. Niemieckie Autobahny sa super, szybkie, gladkie jak stol ale....no wlasnie ale. Sa zajebiscie nudne. Zakret zwykle jest wyprofilowany tak ze wlasciwie jest prosta.
Wybralem sobie trase dluzsza, bardziej czasochlonna ale i kreta. I to byl pierwszy dzien kiedy naprawde mialem przyjemnosc z jazdy. POgoda tez dopisywala, gdzies tam pokropilo, ale mocniej zawialo, nie przeszkadzalo mi to jednak. Do przejechania bylo ponad 250 mil co przeklada sie mniej wiecej na 6 do 7 h bocznymi ulicami.
Droga byla swietna. Serpentyny, szybkie pnace sie stromo w gore zakrety. Cala masa ciasnych lukow, piekne panoramy. Raz przytarlem troche kuframi, zapomnialem ze je mam i ze motor troche innaczej sie prowadzi. Szczegolnie przy dohamowywaniu z duzych predkosci. Tyl motoru slizgal sie jak Yamaha pod Rossim.Tak sie przejalem ta trasa, ze oprocz stopow na siku i lyk herbaty, to nie chcialem sie zatrzymywac. Niestety zadnych fotek.
Wjazdu do Getyngi nie zapomne. Wjechalem od strony Baggersee. W tym miescie spedzilem 3 lata swojego zycia. Poczulem sie dziwnie. Kazde skrzyzowanie bylo mi znajome, kazdy skrot, kazdy mijany budynek....usmiechnalem sie. To byl dobry pomysl zeby przyjechac.
Do Pawla i Reni dotarlem dokladnie 6.5 h po wyjezdzie z Heidelberga. Rozladowalem motor. Kufry tutaj, opony tutaj. Spodnie do wietrzenia na balkon. Mam troche uwag co do spodni. Brakuje zdecydowanie kilku wentylatorow. Zastanawiam sie troche kto jest temu winny. Kurtka jest super. Wywietrzniki na calej dlugosci ramion, na plecach, na piersiach. Spodnie maja tylko male wenty na wysokosci ud. Za malo. Po kilku godzinach siedzi sie bardzo niekomfortowo gdyz skora na pupie zaczyna sie odparzac.Trudno.Bede musialy wystarczyc.
Dostalem kawe i piwo. Piwo weszlo bez pytania. 2 godziny pozniej siedzialem z Kazikiem i Pawlem aka Jezusem w Mercedesie, mknac 170 kmh do Hannoveru. Misiek nie moze czekac, nie wolno nam sie spoznic.wrocilismy przed 12-ta.