Sunday, December 30, 2007

30.12 Krakow

swiat jest bardzo maly. jeszcze niedawno smigalem przez Iran i Pakistan z kolega Richardem, anglikiem z londynu, w 40 stopniowym upale. Wczoraj pilismy piwo w krakowskich knajpach, wloczylismy sie w mrozie po miescie, wspominalismy epizody z podrozy. Dobrze bylo zobaczyc kolege. mysle ze nasza znajomosc przerodzila sie w przyjazn.


NIestety nie mogl zostac dluzej tylko jedna noc. Imprezka przeciagnela sie do 5 rano. Bylo piwo, wodka, ogorki, sledzie, makowiec , Kojot, Misiek,Rysiu, Marta, muzyka z youtube i spiewanie. Rano tylko bol glowy i swiadomosc poprzedniego dnia.
Jutro Sylwester. Mecze sie z decyzja czy zostac w domu czy jechac do znajomych do Krakowa. Asia I Rafal urzadzaja Reject Party dla wszystkich looserow ktorzy nie maja gdzie pojs. Przespie sie z tym i zadecyduje.

Thursday, December 27, 2007

27,12 Rabka

Swieta, swieta i po swietach. i o co tyle krzyku? zimno tutaj. nie tak zimno jak czasmai w gorach potrafi byc ale jednak. Jestem zupelnie nie rzygotowany. podpiepszam bratu bluzy i kurtki. cale szczescie ze jest tej samej budowy.
Juz 8 dni w polsce. Lot z dehli byl dlugi, 10 h do mediolanu, 2 h czekania i 2 h do krakowa. nawet mi sie przez okno nie chcialo patrzec. Bylem padniety. 7h przespalem, reszte zabijalem czytaniem ksiazki. Clive Cussler zdecydowanie nalezy do moich ulubionych tworcow adventure. Kolega czekal na mnie w krakowie z piwem, bez kwiatkow jednak! szczur....
swieta spedzilem w Rabce w gronie rodzinnym. Ucieszylo to mame przede wszystkim. Od smierci taty troche czuje sie samotna. Byly prezenty, bylo lapanie sie za glowe...."jak ty wygladasz?zjedz cos!" byly odwiedziny znajomych.
I tak..z tym grubasem po mojej lewej nie widzialem sie ponad 10 lat. kiedys mieszkalismy razem i razem przenosilismy gory. z tym grubasem nade mna ....9 miesiecy. Bylo milo i bylo zakrapiane spotkanie obficie. Byly tez bobsleje, ale to opowiesc na inny raz;)

Powiem tylko ze mama byla zaszokowana. ale kurcze ta stara data to sie szokuje byle czym.
Byly zabawy z psem. spacery itd. a przedewszystkim duuuzo jedzenia. taki maly szok..pelna lodowka, jedzenie pod reka, zawsze ciepla woda w kranie, kapiel kiedy chcesz , nie tylko miedzy 15-ta i 17-ta , bo akurat na wtedy baterie sloneczne mogly cos podgrzac. Przez 8 dni przybyczylem 2 kg co jest dobrym znakiem.

3 stycznia jade do berlina skad 8-ego polece do londynu. odbiore od richarda moje BMW i zaczne ostatni etap podrozy. Kilkaset mil do Edynburga. pozdrawiam z zimnej Rabki.

Monday, December 17, 2007

17.12.Dehli

no to juz na pewno musi byc koniec. Dzisiaj wylecialem z Kathmandu i dotarlem po 1.5 h do dehli! Himalaje z powietrza wygladaja cudownie. Dehli juz troche mniej. Do hotelu trafilem po godzinnej jezdzie z szalonym taksowkarzem. Bylo juz ciemno. Korek byl straszny, taksowkarz stanal i kazal mi dalej isc!!przeciskalem sie miedzy ludzmi niosac wielka torbe wypchana rzeczami ktore nie polecialy z cargo i kikoma pamiatkami. Po szybkim prysznicu wyszedlem cos zjesc i zostalem zaatakowany z kazdej strony. moj sklep....moja restauracja...moze torbe?...moze flet?....
jutro w nocy jade z powrotem na lotnisko. o 2 wylatuje allitalia do krakowa!nie moge sie doczekac.

Friday, December 14, 2007

Tuesday, December 11, 2007

11.12. KTM

cieknie mi z nosa i przed chwila kichnalem 5 razy pod rzad. MOj absolutny rekord zyciowy. NIgdy nie udalo mi sie wiecej niz 2. Od dwoch dni zbieralo mi sie na chorubsko. Wina oczywiscie moja. W srodku dnia bez podkoszulki grzeje sie na dachu poswiecajac cala swoja uwage "inca Gold" Cusslera, wieczorami temperatura spada kilkanascie stopni a ja nie potrafie sie porzadnie ubrac. Wlasciwie przez cala podroz mialem na sobie motocyklowe ciuchy ktory byly w miare "cieple". odkad wyslalem motor razem z nimi zostala mi tylko bluza i kilka podkoszulkow. Aspiryna, polopiryna i kilka innych 40 % lakarstw powinna mi pomoc.
Ostatnie kilka dni od spakowania motocykla uplynely monotonnie. Kathmandu nie jest specjalnie wyszukanym i pieknym miejscem. Jest to tylko baza wypadowa dla alpinistow, albo przystanek w transferze dalej. Odwiedzilem kilka swiatyn i pare zakatkow, w miare ciekawych architektonicznie. Ale po 10 dniach ogarnia mnie nuda. Jutro planuje zobaczyc miejsce w ktorym pali sie umarlych. Na pewnoo bedzie to ciekawe doswioadczenie.
Codziennie po kilkanascie razy jestem zaczepiany przez sprzedawcow bransoletek, owocow, fletow i skrzypiec, marichuany, tygrysiego smaru, husteczek (teraz by sie przydaly), breloczkow, szalikow itd. Marichunae czuc wszedzie i nikt z paleniem sie specjalnie nie ukrywa. No moze moja sasiadka w hotelu , ktora oprocz zoilek wrzuca chyba cos wiecej. Ostatnio doczepila sie do mnie i moich znajomych. Usiadla obok i po chwili wpadla w jakis trans, przypominalo mi to chorobe zwierzat w zoo, kiwala sie hustawka i drapala za uszami. minelo chyba z 2 h... wkoncu poszlismy sobie.
Pozegnalem tez moich francuskich przyjaciol, ktorych poznalem w Pokharze., Odlecieli sobie do Goa pobyczyc sie na plazy.

Wielkie sklepy z wyrobami z Paszminy, kaszmiru, podroby The north face , super droga bizuteria sa bardzo przeslicznie ozdabiane tonami smierdzacych smieci. Nie moge tego sobie wytlumaczyc do tej pory. Kraj z takim potencjalem sam sie tak niszczy. Liczac na wzrost liczby turystow jednoczesnie niszcza swoja nature w ten sposob. Widzialem samochody zaladowane smieciami ktore wyladowywaly cargo na srodku ulicy. W te smieci zakopuja sie krowy, psy itd. Smierdzi cala okolica, Kazdy turysta zwraca na to uwage, jak to jest mozliwe ze w jednym kraju kara sie mandatem osobe gaszaca papierosa pod butem a w innych 2 tony smieci laduja na ulicy w centrum najbardziej ruchliwej dzielnicy? "przetwornia odpadow jest 30 km za miastem "-uslyszalem. coz...
Bylem po raz kolejny odwierdzic "moje dzieciaki". to byla raczej ostatnia wizyta. Ucieszyly sie bardzo widzac mnie. Niestety czasu mialem o wiele mniej niz poprzednio. VSN ulokowalo 2 nowych wolontariuszy w shining stars, praktycznie pokazalem sie tam, pogadalem z dzieciakami i pogoniono mnie do samochodu. Jedyne co kilka z nich zdazylo zrobic to poze do zdjecia i napisac kilka listow do Buzza I Tashy.

Od kilku dni tez ucze sie gotowac nepalskie potrway pod okiem 18-to letniego Gamju. Gamju pracuje w moim hotelu jako chlopiec od wszystkiego, poza tym uczeszcza do Koledzu. Nauczylem sie przyrzadzac super smaczny Dalbat i gotowac mleczna herbate. MOze to niewiele ale pierwsze kroki za mna.
Do zabicia mam jeszcze 6 dni. w poniedzialek o 14 lece do dehli. stamtad do krakowa na swieta. Ciezko uwierzyc ze to koniec.ze za 7 dni bede w polsce.ze zajmie to z dehli tylko 13 h!! ze od pomyslu do realizacji zeszlo prawie rok.Szybko mija to co przynosi nam frajde.

Thursday, December 6, 2007

5.12 Nagarkot. 6:30 rano



Nagarkot jest niedaleko od KTM. dojazd publicznymi srodkami zajmuje jednak 2 h. Od bhaktapur az do nagarkot to wspinaczka zdezelowanym autobusem. Ale jest absolutnie warto. Wyszlismy z hotelu o 5 rano i spacerkiem, szybkim raczej marszem przeszlismy dzielace nas od wiezy widokowej na szczycie gory 5km. Zimno bylo okrutnie. Pasmo od everestu do Langtang jak na dloni.

6.12 Kathmandu

dzisiaj mialem ogromnego stresa. Od rana do 15-ej sleczalem na lotnisku przygotowujac motor do wyslania. Nie bylo latwo i nie obylo sie bez przeklenstw. Mowilem draniom zeby nie przygotowywali palety zanim przyjade i rozbiore moto. Okazala sie ze jest na styk. zmiescilem do niej kufry,z paroma rzeczami, kask. Nie bylem zadowolony przez dlugi czas i chyba to wyczuli. poza tym sam urobilem sie jak wol. Tu nie pasuje, tu cos nie gra, tego za malo, to za ciezkie!!klnalem po polsku, niemiecku i angielku, a nawet po francusku (wplyw moich znajomych z Pokhary).W koncu jednak zapakowalismy , przykrylismy, motocykl zostal sprawdzony i carnet podbity. teraz tylko do biura , obgadac koszty. Wyszlo ze razem z rzeczami motor wazyl 326 kg. Nie bede tutaj teraz wspominal ile w sumie zaplacilem bo kogo to obchodzi, po krotkim jednak namysle uwazam ze nie tak zle za wyslanie motoru z jednego konca swiata na drugi.Teraz moze w koncu zaczne zwiedzac miasto i odpoczywac.

6.12 Kathmandu.

wczoraj byl jeden z lepszych dni w mojej podrozy. W koncu poznalem dzieciaki dla ktorych cala ta wyprawa. To bylo niesamowite przezycie dla mnie. 28 dzieci z sierocinca Shining Stars to prawdziwe skarby. W zyciu nie widzialem bardziej wesolych, usmiechnietych dzieci! Juz gdy tylko mnie zobaczyly uslyszalem gromkie Namaste! usiedlizsmy najpierw w okregu i kazdy sie mi przedstawil. Pozniej ja opowiedzialem o sobie i o swojej wyprawie , rozlozylismy na krzesle laptopa, zgromadzilismy dzieciaki na wprost monitora. Zaczalem im pokazywac zdjecia motocykla i mnie z roznych zakatkow europy i azji. Pytaniom nie bylo konca a czasu zaczelo nam brakowac. Stars sa pierwsze do zdjec, sami widzicie. Dzieci maja teraz nowy dom. Jest wynajmowany a VSN wlasnie jest w trakcie zbierania funduszy na nowy budynek. Ziemia zostala juz kupiona. Pieniadze ktore zebralismy pojda wlasnie na ten cel. Dziekujemy..
Moc goracych pozdrowien od dzieci dla Buzza i Tashy.tesknia...;(

Monday, December 3, 2007

3.12.Kathmandu.


91 dni, 11 050 mil, 15 krajow, 15 utraconych kilogramow. To bilans moje podrozy. Dokladnie 1. Grudnia wjechalem do Kathmandu! niestety zadnego znaku przy drodze zeby ten wyczyn udokumentowac. zalaczam na razie kilka zdjec. Jak na razie mam sporo zamieszania z zalatwianiem cargo na motor. Juz prawie wszystko dograne ale jeszzce nie wiem ile mnie to bedzie kosztowac. Spotkalem sie tez z moja organizacja charytatywna i dzisiaj mialem tez przyjemnosc odwiedzic jeden z sierocincow co bylo dla mnie nowym doswiadczeniem. W srode jedziemy do Shining Star, domu na ktore ida wasze pieniadze. Mam tez spotkac sie tam z dziecmi i opowiedziec im o mojej podrozy.
KTM to okropnie zakorkowane, zasmrodzone miasto z milionami turystow i sklepami z podrobami north face'a. POruszanie sie motocyklem jest chyba jednak mniej grozne dla zycia niz spacerowanie. obiecuje wkrotce napisac wiecej. Musze jednak przyznac ze wyprawa byla wyczerpujaca.I na koniec cos dla Buzza.


Friday, November 30, 2007

30.11.Powrot do Pokhara

Wstalem o normalnej, przyzwoitej porze, znaczy sie wtedy kiedy slonce juz nie pozwalalo spac. Moj namiot na dachu hotelu nagrzewal sie niesamowicie szybko. Od 8-ej pakowanie. poniewaz przez kilka ostatnich dni wszystko w kufrach i torbach bylo do gory nogami...zeszlo mi 2 h. Konieczna fotka z wlascicielami, pracownikami i z kim popadlo, a akurat byl obok hotelu. Stamtad do Raju, na herbate i niedzwiedzi uscisk. Pozniej do Ricka do klubu motocyklowego na fote, pozniej na stacje benzynowa, w baku susza.
Zeszlo mi do 12-ej. do Chitwal National Park jest niedaleko. 140 km. pomyslalem ze w 3 h jesli sie pospiesze to dojade. no moze 4 wiedzac ze bede stawal co kilka km. Mialem czas. Wyjechalem od Raju dokladnie 12:20.

Minalem znane mi juz stragany z owocami, mila pania ktora sprzedawala mi wode mineralna, ulice bazarow. Pozniej przez mostek mijajac zaparkowane w poprzek drogi autobusy. Cos mi niegralo z przednim zawieszeniem, i to od dluzszego czasu. Nawet wspomnialem Raju. Popatrzylismy na wszystko. Wygladalo ok.
15 km za miastem jak nie zacznie sie cos tluc. zaczalem panikowac. kierownica trzesla mi jak galareta. zacisnalem przedni hamulec, zle...chuk jeszcze wiekszy. Kurwa mysle...tanczac po ulicy...zabije sie!!nadepnalem na tylny hamulec...zaczalem zwalniac caly czas nie bedac zupelnie pewnym czy nie wyladuje w rowie! a przeciez mam piekny nowo odmalowany bak!!co to bylaby za ironia!!oczywiscie w takich chwilach o swoim zyciu sie mysli malo.
zatrzymalem sie. z bijacym jak oszalale sercem zszedlem z motoru..potknalem sie o torbe zaczepiona za siedzeniem. polecialem na ryj, ale dalem rade utrzymac sie na dwoch nogach. Patrze na kolo, ok...patrze na opone...powietrze jest..patrze na zacisk...brakuje sruby!kurwa...dopiero niedawno zmienialem opone. nie dokrecilem sruby!wypadla powodujac cholerne wibracje i strach. wrocilem troche po sladach rozgladajac sie za sruba. bez powodzenia. Cale szczescie ze to nepal. Warsztat za warsztatem. Pan wywrocil 3 wielkie kubly do gory nogami w poszukiwaniu podobnej sruby. bez powodzenia. Postanowilem wrocic do Raju. 10 kmh. zajelo mi prawie 50 minut. "Raju..pamietasz jak mowilem ze cos nie gra?""pamietam".

nie mial takiej sruby , wskoczyl jednak na enfielda i wrocil po godzinie. sruba w kieszeni. troche dluzsza niz oryginal ale pasowala jak ulal. Bylo juz po 14-ej. nie bede sie spieszyl. to byl znak. A w tej podrozy nauczylem sie je rozpoznawac. W turcji chcialem ominac Erzorum i co??wywalilem w dupe Tofasia...musialem zatrzymac sie w Erzorum. Postanowilem ze zostane. Tony, mily abgol ktory spedza pol roku w londynie a pol roku tutaj pozyczyl mi swojego enfielda. Kurwa co za motor....ciezka praca. Biegi nie wchodza..mol..zapalanie na kopa po uprzedniej dekompresacji..zero hamulcow...predkosci maksymalnej nie ma. Po czym poznac kierowce enfielda? po komarach na tyle glowy!

pojechalem jednak na 100 km wycieczke. w gory. bylo wspaniale nie wspominajac o gasnacym motorze, nieudanych probach odpalenia, o frustracji....
100 km kosztowalo mnie 5 lit paliwa!tyle spala moj GS!!royal enfiel to 350 cc a moj to 1150!ma hamulce, przyspieszenie, predkosc!mimo to cos w nich jest. Dzwiek jaki wydaja jest slodki!
Przed chwila skonczylem rum z Raju. hotelik jest byle jaki ale blisko warsztatu. jutro po omlecie (nie lubialem przedtem ale teraz lubie) i herbacie uderzam na KTM.

Thursday, November 29, 2007

29.11.2064 Ciagle w Pokhara

wczoraj przez kilka godzin siedzialem jak na szpilkach. Raju juz dawno porozlewal wszystkim reszte whisky. druga butelka juz czekala. facet ktory mial przyniesc moj "wyremontowany" zbiornik paliwa, ktory ucierpial uderzajac w Tofasia w turcji, byl juz 2 h spozniony. Bylem jak bomba atomowa. Nie pokazal sie. Ok, pogoda byla zupelnie niesprzyjajaca czynnosciom takim jak suszenie swiezo wymalowanego zbiornika ale chociaz mogl sie pokazac i powiedziec. Byla godzina 21 kiedy wprowadzalismy do garazu ostatniego Enfielda. ja na lekim rauszu wrocilem do hotelu. Snil mi sie bak i ze byl zle zrobiony.ale od poczatku......
Dojechalem do Pokhary 24.11. Zajelo mi caly dzien przejechanie z miejscowosci Butwal na poludniu do centrum miasta ponad 10 h. Odleglosc to tylko 150 km. drogi fantastyczne. Musialem jednak stawac co km bo wydawalo mi sie, ze wlasnie to co widze to najpiekniejszy widok w zyciu!!i tak w kolko. zapelnialem memory card jedna za druga. Im blizej miasta bylem tym gory wydawaly mi sie wspanialasze. Zatrzymalem sie na luku, w dole juz miasto. przede mna pasmo annapurna ze wspanialym Mahchapuchare (rybi ogon) cale w swietle zachodzacego slonca. Czerwien gor i biel wylaniajacego sie zza nich ksiezyca w pelni wyryl mi w pamieci blizne. Szybko siegnalem po teleobiektyw. Strzelilem moze z 20 ujec. Niestety tylko to na blogu sie zachowalo. Przez nieuwage skasowalem karte pamieci. nie zachowal sie zadne oryginal. Wracalem w to miejsce dwukrotnie. starajac sie trafic w ten sam czas. Trafialem ale ksiezyc zdolal sie przeniesc gdzie indziej.Pstrykajac foty uslyszalem za soba Pajaj 100 cc. Ktos zawolal "O Puton!!"jakis francuz wlasnie zauwazyl co fotografuje. wyrwal z kieszeni swojego panasonica i z zapalem maniaka biegal w kolo fotografujac. Nie wiem jak ale spedzilem z nimi 3 dni, spiac w tym samym pokoju w hotelu green park. spoko kolesie.
Jadac ktoregos dnia w kierunku Sarangkot (wzgorza z ktorego rozciaga sie piekna panorama pasma Annapurna) ktos do mnie zamachal uroczyscie.Odwrocilem sie i odmachalem. Siedzial tam starszy koles i naokolo mial moze z 8 Royal Enfieldow. Nie zatrzymalem sie jednak. wracajac stanalem przed warsztatem. Przywitalem sie z nim, mlodym nepalczykiem Raju i kilkoma innymi brytolami. Jeden z nich zalozyl tutaj motocyklowy klub Hearts & Tears. Kazdy popatrzyl na GSa, pokiwal glowa. Rick natomiast powiedzial ze jest tutaj jden kolo ktory wykonuje dla niego roboty blacharskie. Wskoczylismy na motory. On mial pieknego enfielda. Koles stwierdzil ze bedzie to robota na 3 dni i ze policzy mnie 3000 rupii co jest okolo 23 funtow!!pozniej gdzy przyjechalem ze sciagnietym bakiem okazalo sie ze bedzie na czwartek a nie na srode. obiecane extra 500 rupii dla mlodego nepalczyka podzialalo. OK, powiedzial. wczoraj jednak pogoda byla straszna i nie udalo sie dostarczyc. Dzisiaj jednak dostalem go do rak i przyznam ze jestem zadowolony. 500 rupii powdrowalo do rak mlodego, a 3000 starego. W szkocji pewnie bym kazal malowac jeszcze raz. troche niedociagniete tutaj, lekka skorka pomarancza tutaj, maly zaciek....ale przyznam ze jest w lepszej kondycji niz gdy dostalem go od Buzza;)

Zalozylem na motor i dostalem szoku. swieci sie jak psu jajca, mozna sie w nim spokojnie przegladac. super robota jak za 23 funty. Kilka osob w turcji powiedzialo mi ze to nienaprawialne. czego sie nauczylem w nepalu, wszystko jest naprawialne. poniewaz tutaj ludzie nie maja pieniedzy na nowe rzeczy wiec nauczyli sie naprawiac stare i teoretycznie nienaprawialne czesci.

Pokhara jest pieknym miejscem. Takl pieknym ze przyciaga tysiace turystow. Tych turystycznych turystow i tych swirow turystow. Lazacych boso pol nago swirow spiewajacych piosenki i dracych sie shanti shanti. Ktoregos dnia wstalismy o 5 rano i ruszylismy w kierunku Saranghot. Ja jednak chcialem pojechac dalej. 15 km dalej odbilismy w prawo i stroma sciezka wspielismy sie na szczyt wzgorza. przed nami cale pasmo gor. Wschod slonca, 8-tysieczniki. Niezapomniane przezycie. Innego dnia zrobilem sobie lekki trekking. kilka godzin wloczylem sie po dzungli szukajac jakis fajnych miejsc do przycupniecia, sfotografowania i tym podobne. World Peace Pagoda to wielki plac na szczycie wzgorza, ze swiatynia i mnostwem kwiatow. samtad musi sie rozciagac przesliczny widok. jedno co widzialem ja to chmury. tak geste i wysokie ze zaslanialy najwyzsze gory swiata. widok zrobil sie jakis taki .....normalny, niespecjalny. po 2 h czekania na zmiane pogody zrezygnowalem i zaczalem schodzic do miasta. Gdzies w polowie drogi bylem swiadkiem bitwy. kilkanascie malp gonilo i bilo jedna malpe, ktora strasznie sie darla i spiepszala ile sil. Udalo mi sie troche agrac, ale bateria zdecydowala ze wystarczy.
Wiekszosc dni spedzalem na spacerowaniu i odpoczynku od jazdy motorem. Po 3 wspolnych dniach francuzi wyniesli sie z pokoju a ja przenioslem na dach, gdzie rozbilem sobie namiot. codziennie rano witam sie z gorami. Wieczory to zwykle wizyta w Raju Bullet Surgery i szklaneczka labo dwie;) whisy plus tradycyjne zarcie.
Jutro ruszam w kierunku KTM. VSN skontaktowalo sie ze mna i czekaja na mnie. jestesmy wstepnie umowieni na sobote. Chcialbym jeszcze tylko pojechac do Chitwal national park i na drodze wiodacej do KTM zatrzymac sie w Daman skad moglbym zaobserwowac wschod slonca nad najwyzsza gora swiata!

Tuesday, November 27, 2007