Friday, November 30, 2007

30.11.Powrot do Pokhara

Wstalem o normalnej, przyzwoitej porze, znaczy sie wtedy kiedy slonce juz nie pozwalalo spac. Moj namiot na dachu hotelu nagrzewal sie niesamowicie szybko. Od 8-ej pakowanie. poniewaz przez kilka ostatnich dni wszystko w kufrach i torbach bylo do gory nogami...zeszlo mi 2 h. Konieczna fotka z wlascicielami, pracownikami i z kim popadlo, a akurat byl obok hotelu. Stamtad do Raju, na herbate i niedzwiedzi uscisk. Pozniej do Ricka do klubu motocyklowego na fote, pozniej na stacje benzynowa, w baku susza.
Zeszlo mi do 12-ej. do Chitwal National Park jest niedaleko. 140 km. pomyslalem ze w 3 h jesli sie pospiesze to dojade. no moze 4 wiedzac ze bede stawal co kilka km. Mialem czas. Wyjechalem od Raju dokladnie 12:20.

Minalem znane mi juz stragany z owocami, mila pania ktora sprzedawala mi wode mineralna, ulice bazarow. Pozniej przez mostek mijajac zaparkowane w poprzek drogi autobusy. Cos mi niegralo z przednim zawieszeniem, i to od dluzszego czasu. Nawet wspomnialem Raju. Popatrzylismy na wszystko. Wygladalo ok.
15 km za miastem jak nie zacznie sie cos tluc. zaczalem panikowac. kierownica trzesla mi jak galareta. zacisnalem przedni hamulec, zle...chuk jeszcze wiekszy. Kurwa mysle...tanczac po ulicy...zabije sie!!nadepnalem na tylny hamulec...zaczalem zwalniac caly czas nie bedac zupelnie pewnym czy nie wyladuje w rowie! a przeciez mam piekny nowo odmalowany bak!!co to bylaby za ironia!!oczywiscie w takich chwilach o swoim zyciu sie mysli malo.
zatrzymalem sie. z bijacym jak oszalale sercem zszedlem z motoru..potknalem sie o torbe zaczepiona za siedzeniem. polecialem na ryj, ale dalem rade utrzymac sie na dwoch nogach. Patrze na kolo, ok...patrze na opone...powietrze jest..patrze na zacisk...brakuje sruby!kurwa...dopiero niedawno zmienialem opone. nie dokrecilem sruby!wypadla powodujac cholerne wibracje i strach. wrocilem troche po sladach rozgladajac sie za sruba. bez powodzenia. Cale szczescie ze to nepal. Warsztat za warsztatem. Pan wywrocil 3 wielkie kubly do gory nogami w poszukiwaniu podobnej sruby. bez powodzenia. Postanowilem wrocic do Raju. 10 kmh. zajelo mi prawie 50 minut. "Raju..pamietasz jak mowilem ze cos nie gra?""pamietam".

nie mial takiej sruby , wskoczyl jednak na enfielda i wrocil po godzinie. sruba w kieszeni. troche dluzsza niz oryginal ale pasowala jak ulal. Bylo juz po 14-ej. nie bede sie spieszyl. to byl znak. A w tej podrozy nauczylem sie je rozpoznawac. W turcji chcialem ominac Erzorum i co??wywalilem w dupe Tofasia...musialem zatrzymac sie w Erzorum. Postanowilem ze zostane. Tony, mily abgol ktory spedza pol roku w londynie a pol roku tutaj pozyczyl mi swojego enfielda. Kurwa co za motor....ciezka praca. Biegi nie wchodza..mol..zapalanie na kopa po uprzedniej dekompresacji..zero hamulcow...predkosci maksymalnej nie ma. Po czym poznac kierowce enfielda? po komarach na tyle glowy!

pojechalem jednak na 100 km wycieczke. w gory. bylo wspaniale nie wspominajac o gasnacym motorze, nieudanych probach odpalenia, o frustracji....
100 km kosztowalo mnie 5 lit paliwa!tyle spala moj GS!!royal enfiel to 350 cc a moj to 1150!ma hamulce, przyspieszenie, predkosc!mimo to cos w nich jest. Dzwiek jaki wydaja jest slodki!
Przed chwila skonczylem rum z Raju. hotelik jest byle jaki ale blisko warsztatu. jutro po omlecie (nie lubialem przedtem ale teraz lubie) i herbacie uderzam na KTM.

Thursday, November 29, 2007

29.11.2064 Ciagle w Pokhara

wczoraj przez kilka godzin siedzialem jak na szpilkach. Raju juz dawno porozlewal wszystkim reszte whisky. druga butelka juz czekala. facet ktory mial przyniesc moj "wyremontowany" zbiornik paliwa, ktory ucierpial uderzajac w Tofasia w turcji, byl juz 2 h spozniony. Bylem jak bomba atomowa. Nie pokazal sie. Ok, pogoda byla zupelnie niesprzyjajaca czynnosciom takim jak suszenie swiezo wymalowanego zbiornika ale chociaz mogl sie pokazac i powiedziec. Byla godzina 21 kiedy wprowadzalismy do garazu ostatniego Enfielda. ja na lekim rauszu wrocilem do hotelu. Snil mi sie bak i ze byl zle zrobiony.ale od poczatku......
Dojechalem do Pokhary 24.11. Zajelo mi caly dzien przejechanie z miejscowosci Butwal na poludniu do centrum miasta ponad 10 h. Odleglosc to tylko 150 km. drogi fantastyczne. Musialem jednak stawac co km bo wydawalo mi sie, ze wlasnie to co widze to najpiekniejszy widok w zyciu!!i tak w kolko. zapelnialem memory card jedna za druga. Im blizej miasta bylem tym gory wydawaly mi sie wspanialasze. Zatrzymalem sie na luku, w dole juz miasto. przede mna pasmo annapurna ze wspanialym Mahchapuchare (rybi ogon) cale w swietle zachodzacego slonca. Czerwien gor i biel wylaniajacego sie zza nich ksiezyca w pelni wyryl mi w pamieci blizne. Szybko siegnalem po teleobiektyw. Strzelilem moze z 20 ujec. Niestety tylko to na blogu sie zachowalo. Przez nieuwage skasowalem karte pamieci. nie zachowal sie zadne oryginal. Wracalem w to miejsce dwukrotnie. starajac sie trafic w ten sam czas. Trafialem ale ksiezyc zdolal sie przeniesc gdzie indziej.Pstrykajac foty uslyszalem za soba Pajaj 100 cc. Ktos zawolal "O Puton!!"jakis francuz wlasnie zauwazyl co fotografuje. wyrwal z kieszeni swojego panasonica i z zapalem maniaka biegal w kolo fotografujac. Nie wiem jak ale spedzilem z nimi 3 dni, spiac w tym samym pokoju w hotelu green park. spoko kolesie.
Jadac ktoregos dnia w kierunku Sarangkot (wzgorza z ktorego rozciaga sie piekna panorama pasma Annapurna) ktos do mnie zamachal uroczyscie.Odwrocilem sie i odmachalem. Siedzial tam starszy koles i naokolo mial moze z 8 Royal Enfieldow. Nie zatrzymalem sie jednak. wracajac stanalem przed warsztatem. Przywitalem sie z nim, mlodym nepalczykiem Raju i kilkoma innymi brytolami. Jeden z nich zalozyl tutaj motocyklowy klub Hearts & Tears. Kazdy popatrzyl na GSa, pokiwal glowa. Rick natomiast powiedzial ze jest tutaj jden kolo ktory wykonuje dla niego roboty blacharskie. Wskoczylismy na motory. On mial pieknego enfielda. Koles stwierdzil ze bedzie to robota na 3 dni i ze policzy mnie 3000 rupii co jest okolo 23 funtow!!pozniej gdzy przyjechalem ze sciagnietym bakiem okazalo sie ze bedzie na czwartek a nie na srode. obiecane extra 500 rupii dla mlodego nepalczyka podzialalo. OK, powiedzial. wczoraj jednak pogoda byla straszna i nie udalo sie dostarczyc. Dzisiaj jednak dostalem go do rak i przyznam ze jestem zadowolony. 500 rupii powdrowalo do rak mlodego, a 3000 starego. W szkocji pewnie bym kazal malowac jeszcze raz. troche niedociagniete tutaj, lekka skorka pomarancza tutaj, maly zaciek....ale przyznam ze jest w lepszej kondycji niz gdy dostalem go od Buzza;)

Zalozylem na motor i dostalem szoku. swieci sie jak psu jajca, mozna sie w nim spokojnie przegladac. super robota jak za 23 funty. Kilka osob w turcji powiedzialo mi ze to nienaprawialne. czego sie nauczylem w nepalu, wszystko jest naprawialne. poniewaz tutaj ludzie nie maja pieniedzy na nowe rzeczy wiec nauczyli sie naprawiac stare i teoretycznie nienaprawialne czesci.

Pokhara jest pieknym miejscem. Takl pieknym ze przyciaga tysiace turystow. Tych turystycznych turystow i tych swirow turystow. Lazacych boso pol nago swirow spiewajacych piosenki i dracych sie shanti shanti. Ktoregos dnia wstalismy o 5 rano i ruszylismy w kierunku Saranghot. Ja jednak chcialem pojechac dalej. 15 km dalej odbilismy w prawo i stroma sciezka wspielismy sie na szczyt wzgorza. przed nami cale pasmo gor. Wschod slonca, 8-tysieczniki. Niezapomniane przezycie. Innego dnia zrobilem sobie lekki trekking. kilka godzin wloczylem sie po dzungli szukajac jakis fajnych miejsc do przycupniecia, sfotografowania i tym podobne. World Peace Pagoda to wielki plac na szczycie wzgorza, ze swiatynia i mnostwem kwiatow. samtad musi sie rozciagac przesliczny widok. jedno co widzialem ja to chmury. tak geste i wysokie ze zaslanialy najwyzsze gory swiata. widok zrobil sie jakis taki .....normalny, niespecjalny. po 2 h czekania na zmiane pogody zrezygnowalem i zaczalem schodzic do miasta. Gdzies w polowie drogi bylem swiadkiem bitwy. kilkanascie malp gonilo i bilo jedna malpe, ktora strasznie sie darla i spiepszala ile sil. Udalo mi sie troche agrac, ale bateria zdecydowala ze wystarczy.
Wiekszosc dni spedzalem na spacerowaniu i odpoczynku od jazdy motorem. Po 3 wspolnych dniach francuzi wyniesli sie z pokoju a ja przenioslem na dach, gdzie rozbilem sobie namiot. codziennie rano witam sie z gorami. Wieczory to zwykle wizyta w Raju Bullet Surgery i szklaneczka labo dwie;) whisy plus tradycyjne zarcie.
Jutro ruszam w kierunku KTM. VSN skontaktowalo sie ze mna i czekaja na mnie. jestesmy wstepnie umowieni na sobote. Chcialbym jeszcze tylko pojechac do Chitwal national park i na drodze wiodacej do KTM zatrzymac sie w Daman skad moglbym zaobserwowac wschod slonca nad najwyzsza gora swiata!

Tuesday, November 27, 2007