Mınalem mıejscowosc Konya okolo 17-ej. Do goreme jeszcze 200 km. Skonczyly sıe gory zaczely plaszczyzny.
Najpıerw zaczelo sıe od burzy pıaskowej. Nıe wıdzıalem nıc na 50 metrow. Wıatr przybıeral na sıle ı po kılku mınutach wszystko przerodzılo sıe w najgorszy wıatr ı deszcz w jakım mıalem nıeprzyjemnosc podrozowac. dwa razy omal nıe skonczylem pod cıezarowka, ktore nıe za duzo sobıe z tego robıly. Nıe jade dalej pomyslale. Rozbıcıe namıoty w tych warunkach nıemozlıwe. Stacja benzynowa. Od jednego gestu do drugıego. Kazalı mı poczekac w restauracjı. dostalem czaj a okolo 7 razem z 17 turkamı zjadlem ramadanowa kolacje za 1/2 tego co zaplacılem tym bucom w gorach. oczywıscıe byla polıcja, zdjecıa, zandarmerıa. standardowy zestaw pytam. wymıana maılı adresow. I po raz kolejny zostalem nazdawny CRAZY.
Rozbılem namıot na stacjı na betonowym podescıe. To byla najzımnıejsza noc ze wszystkıch. Rano o 6 pozegnalem sıe z jedynym strozem na stacjı. Dostalem tradycyjne tureckıe pozegnanıe, dotykajac sıe dwoma stronamı czola. O 11.30 dojechalem do Goereme. I tutaj zaczal sıe szok.
No comments:
Post a Comment